czwartek, 18 sierpnia 2016

Phish - najlepszy zespół jakiego w życiu nie słyszałeś - część 3.


1996 rok zaczął się dla zespołu...półroczną ciszą koncertową. Po raz pierwszy od lat zrobili sobie przerwę, skupiając się wyłącznie na pracy studyjnej. Jak wspomniałem w 2. części artykułu, rok ten był, jeśli chodzi o koncerty, przejściowy. Wraz ze zmianą wielkości sal, w jakich zespół grał, zmianie ulec musiał także sposób grania. I mimo, że rok ten, w odróżnieniu do trzech poprzednich, nie wrył się w pamięć fanów, warto zwrócić uwagę na dwa wydarzenia. Przede wszystkim 16 i 17 sierpnia  w Plattsburgh, (stan Nowy Jork, ok. godziny jazdy od Burlington) na terenie w przeszłości zajmowanym przez bazę wojskową odbył się pierwszy z dziesięciu (stan na 2016) festiwali organizowanych przez Phish. Impreza przełomowa w historii nie tylko zespołu, ale i historii rocka - był to bowiem pierwszy tak duży koncert w formie 2-dniowego festiwalu organizowany przez jeden zespół i tylko z jednym zespołem w "line upie". Tak, oprócz Phish na głównej scenie nikt inny nie występował! Wydarzenie przyciągnęło ok 70.000 osób, a zespół zagrał 7 setów (włącznie z "sekretnym", wykonanym nad ranem drugiego dnia na jeżdzącej po terenie festiwalu ciężarówce), oczywiście nie powtarzając ani jednego utworu. Zapis całości występu (wraz z prawie godzinnym soundcheckiem) wydano w marcu 2009 w boxie The Clifford Ball (7 DVD), nominowanym niespodziewanie do nagrody Grammy. 






Drugim wydarzeniem 1996 roku, które mocno odcisnęło się na historii zespołu, był koncert halloweenowy. Tradycja, zapoczątkowana dwa lata wcześniej poprzez zagranie w całości Białego Albumu Beatlesów, tym razem skierowała zespół na nieznane przez fanów wody. Remain in Light Talking Heads nie jest przecież albumem, który nawet najwięksi fani rocka znają na wyrywki. Pełen polirytmów i postpunkowej atmosfery, a jednocześnie sięgający do afrykańskich źródeł,  wzmocniony przez eksperymentalne wykorzystanie loopów i sampli, wydawał się dość kontrowersyjnym wyborem. A jednak Phish wybrnął i z tego zadania obronną ręką. Przy okazji dostarczając sobie niemałej inspiracji. Jeśli bowiem proces nauki muzyki Beatlesów bardzo pozytywnie wpłynął na sposób komponowania autorskiego materiału, tak zaznajamianie się z płytą Talking Heads zainfekowało styl gry kwartetu, który stopniowo, lecz nieubłaganie kierował się w rejony wcześniej przez siebie nieeksplorowane.



 Top 1996

  •  Clifford Ball - box 7 DVD, nominowany do Grammy, elegancko wydany w 2009 roku. Pełen zapis festiwalu Clifford Ball (16-17.08.1996) ukazuje zespół przed największą w jego dotychczasowej karierze publicznością. W dodatku przybyłą tylko i wyłącznie na ich koncerty. 
  • 31.10.1996 - Phish gra w całości Remain in Light Talking Heads, co wpłynie bardzo poważnie na ich brzmienie i improwizacje w roku następnym. Plus oczywiście 2 sety swojej muzyki.
  •  06.12.1996, Las Vegas - jeden z najlepszych koncertów Phish w 1996 roku, wydany oficjalnie na płycie Vegas' 96. Bardzo kreatywne, wzorcowe wręcz wersje Down with disease czy Simple, a oprócz tego półgodzinny, bardzo odjechany, bis z udziałem Lesa Claypoola i Larry'ego La Fonde z Primusa


Nowy styl jamowania rozwinął się w pełni w 1997 roku. Zespół odbył wtedy dwie (!) europejskie trasy koncertowe, które skupiały się na średniej wielkości klubach. Specyficzna sytuacja, która wtedy się wytworzyła - zespół, który gra już duże hale i ma na koncie festiwal na 70 tys osób, nagle staje na dużo mniejszej, klubowej scenie i gra dla kilkuset osób - odcisnęła ogromne piętno na dalszym muzycznym rozwoju Phish. Powrót do małych scen, intymność, wreszcie szerszy dostęp do substancji wpływających na świadomość, popchnęły zespół w nowym kierunku. Narodził się "cow funk". Zespół skłaniał się coraz bardziej ku grupowej improwizacji. Już nie tylko gitara Treya wiodła prym. Liczył się groove, rytm oraz wzajemne uzupełnianie się poszczególnych partii. Tempo niektórych utworów wręcz zwolniono, eksponując groovowy charakter kompozycji. Zespół stał się jednym organizmem. Nowy styl zespół rozwijał już w trakcie europejskich wojaży, czego dowody zawarto w ośmiopłytowym boxie "Amsterdam". Najbardziej wyrazisty etap "cow funk" to słynna trasa na jesieni 1997 roku, nazwana przez fanów "Phish Destroys America". Faktycznie,  niemal każdy koncert tej trasy to niesamowita muzyczna podróż. Nie wiadomo było co wydarzy się danego wieczoru. To na tej trasie zespół zagrał najdłuższą wersję utworu w swojej historii  - Runaway Jim z 11 listopada trwa ponad 58 minut, ale praktycznie każdego wieczoru zdarzały się kilkudziesięciominutowe improwizacje. Tym samym zespół wszedł w nowy etap. Nowe kompozycje i styl generalnie powiększały grono fanów zespołu, jednak ci dotychczasowi odnosili wrażenie, że coś się kończy...



 
Cow funk

Top 1997 
  • Właściwie cała jesienna trasa 1997 roku to kopalnia świetnych i jeszcze lepszych koncertów, z których każdy można polecić "na pierwszy raz". Choćby 06/12, gdzie potężny, 22 minutowy Tweezer przechodzi płynnie w hendrixowską Izabellę.
  • Warto posłuchać boxu Amsterdam 1997, zawerąjącego 3 koncerty z lutego i lipca tego roku.
  • Zapis festiwalu Great Went dostępny jest legalnie w internecie w jakości "soundboard". 
       Na pierwszy ogień posłuchajcie Bathtub Gin z drugiego wieczora - jeśli ten jam Was nie ruszy, to piękno jest dla Was pojęciem obcym:) Tak! To jest improwizowane!
       
 
Początek 1998 roku zastał muzyków w studiu, gdzie kończyli nagrania na kolejny studyjny LP Story of a Ghost. Kolejne koncerty miały odbyć się dopiero w ramach trasy letniej (która po raz ostatni zawitała także do Europy). Jednak na początku kwietnia zespół, zmęczony i znudzony koncertową bezczynnością, ogłosił cztery występy w stanie Nowy Jork. Mini trasa, nazwana potem Island Tour (koncerty odbyły się na Long Island i Rhode Island), to kolejny artystyczny szczyt Phisha. Mocne reminiscencje trasy jesiennej oraz bardzo udanego Sylwestra, a dodatkowo świeżość i głód grania na żywo zaowocowały czterema perełkami, które dla wielu są szczytowym osiągnięciem koncertowym kwartetu z Vermont. Także pozostała koncertowa aktywność zespołu w 1998 roku zasługuje na uwagę. Kontynuacja bardziej funkowego, rytmicznego podejścia do improwizacji, ciekawie ułożone sety, wspomniany w drugiej części wpisu koncert z 2 listopada czy wcześniejsze o trzy dni wykonanie w całości albumu Loaded Velvet Underground - wiele momentów tego roku uznać można za bardzo udane. Nie zapominajmy, że zespół kontynuował także zapoczątkowaną w 1996 roku tradycję letnich festiwali - w 1997 roku odbył się Great Went, a w 1998 Lemonwheel. Na obu Phish był jedynym wykonawcą "dużej sceny" i oba przyciągnęły kilkadziesiąt tysięcy osób.

Mimo to wewnątrz zespołu coś powoli zaczynało się psuć. Przyczyn było kilka. Uznawana dotąd przez pozostąłą trójkę dominacja Treya trochę się jednak przejadła. Mike, Jon i Page chcieli bardziej demokratycznego podejścia m.in do komponowania. Trey, mimo oczywistych cech przywódczych, ulegał naciskom kolegów, co jednakże nie odbijało się pozytywnie na jego psychicznym samopoczuciu. Drugą sprawą były narkotyki i powiększająca się z trasy na trasę liczba osób zaangażowanych w przedsięwzięcie pod nazwą Phish. Do 1997 roku zespół miał jako taką prywatność na tak zwanym backstage. Od tego roku jednak co noc zaczęto organizować pokoncertowe imprezy, tak zwane Aftershow. Nie trzeba dodawać, że zjawiało się na nich coraz więcej osób, które miały z zespołem coraz mniej wspólnego - znajomi znajomych, a także dealerzy.  Najbardziej uderzało to w Treya, który coraz częściej zaczął sięgać po twardsze narkotyki (co miało odbicie również w muzyce - Phish nigdy wcześniej nie zapędzał się w tak mroczne rejony jak choćby Wolfman's Brother z 31 października 1998 roku, po którym - jak głosi miejska legenda - odurzony LSD Trey zszedł ze strachu ze sceny, przerywając świetnie zapowiadającą się wersję Ghost.


 
Trey schodzi ze sceny 31.10.1998




Top 1998

  • Trasa "Island Tour" to Phish AD 1998 w pigułce, można słuchać w ciemno!
  • Ostatnia wycieczka Phish do Europy i przystanek w czeskiej Pradze (nadal nie wierzę, że byli tak blisko....) 6 lipca 1998 - do sprawdzenia jak przystosowany już do dużych aren i festiwali styl zespołu sprawdza się w małym klubie. Co ciekawe, dzień wcześniej zespół zagrał w tym samym klubie bardzo słaby koncert - zatem uwaga na daty. Cóż, za dużo europejskiego alkoholu zrobiło swoje:)
  • 27/7/98 - chociażby dla "epickiego" Bathtub Gin - wielu nie może uwierzyć, że ponad ta ponad 28-mio minutowa wersja nie została wcześniej skomponowana i gruntownie przećwiczona. Nie, nie została...
  •  27/11/1998 - drugi set to swego rodzaju powrót do wczesnych lat zespołu, kiedy szalone łączenia utworów i płynne przejścia były na porządku dziennym. Tu - zabawa z klasykiem Wipe Out, który pojawia się tu i ówdzie.

1999 rok w muzyce Phish to jeszcze głębsza eksploracja terenów ambientowych. Trey dokooptował do swojego wyposażenia małą klawiaturę, która poszerzała wachlarz środków wyrazu. Pierwszy wypad do Japonii udał się znakomicie, odbył się także kolejny letni festiwal zespołu, Camp Oswego. Muzyka zespołu skręcała jednak w stronę, która nie do końca przemawiała do wszystkich dotychczasowych fanów. Przede wszystkim improwizacje stawały się mniej intensywna niż w latach 1993-1995, element funkowy z roku 1997 zaczął ustępować miejsca elementom mocno ambientowym, które czasami stawały się podstawą improwizacji. Nadal oczywiście był to Phish, z szalonymi "peakami" i muzycznymi odjazdami, ale czuć było, że panowie dorośleją. Stopniowo znikały bowiem te wszystkie żarty, sekretny język, mruganie okiem do fanów. Dlatego koncerty okresu 99-00, choć bardzo dobre, pozbawione są tej specyficznej phishowej magii, która pomogła stworzyć zespół wielki. Pamiętajmy, że ilość koncertów spadła dość mocno, muzycy pozakładali rodziny, a o wspólnym życiu muzyką 24h/dobę nie było już mowy. Mimo to, jakby rzutem na taśmę, zespół zorganizował festiwal Big Cypress.

Ta nazwa do dziś rozpala wyobraźnię fanów zespołu. W statystykach drugi dzień tego wydarzenia przoduje jako najwyżej oceniany koncert Phisha (4.703/5), a ludzie, którzy mogli w nim uczestniczyć, a z jakichś powodów tego nie zrobili, uważają ten fakt za największy błąd swojego życia. 31 grudnia 1999 roku, w indiańskim rezerwacie Big Cypress (w stanie Floryda), obył się bowiem "The Show" - czyli Koncert. A właściwie Koncert Koncertów. 

Już samo przeniesienie sylwestrowego koncertu odbywającego się od kilku lat w Madison Square Garden w Nowym Jorku na Florydę (gdzie zagęszczenie fanów zespołu, jak można się domyślać, jest dość nikłe) wydawało się oryginalnym pomysłem. Ponieważ jednak na południowym wschodzie USA klimat jest dość łagodny nawet w zimie, przeto całość potraktowano jak kolejny "letni" festiwal Phisha. 30 grudnia zespół dał tradycyjny, trzysetowy koncert (ponad 4 godziny muzyki!) Nic nie zapowiadało tego, co wydarzy się następnej nocy. Sylwestrowy koncert Phish był nie tylko największym koncertem tej nocy w Ameryce (ponad 80 tys widzów*). Był także najdłuższym występem zespołu w historii - pierwszy, popołudniowy set trwał 1 godzinę 45 minut, drugi - nocny - 7,5 (!) godziny. Oddajmy więc głos tym, którzy mieli szczęście tam być.

 Musiałbyś tam być, by uchwycić całokształt herkulesowej wytrwałości, jakiej wymagał od zespołu i słuchaczy ten trwający od północy do świtu koncert. Zaczęło się od wjazdu zespołu w ...hot dogu (tym samym, którego użyto w MSG w sylwestra 1994 r). Przywitanie Nowego Roku przy dźwiękach Auld Lang Syne, fajerwerski i ekstatyczne Down with disease. To, co nastąpiło potem, to diabelna eskalacja brutalnej siły, sprawności, odwagi, siły, odporności i porywającej duszę muzyki. 

Fragment koncertu pojawił się w sylwestrowej transmisji telewizji ABC - Trey namówił publiczność, by krzyczała słowo "cheescake" (słychać to pod koniec nagrania). Zespół wspiął się na wyżyny kreatywności, kipiącej od każdego z członków podczas tych kilku godzin muzyki. Zmieniającej się wraz z upływem czasu...północ...trzecia nad ranem...piąta nad ranem...wreszcie świt, wschodzące słońce obwieszcza nadejście nowego millenium (oficjalnie dopiero za rok, ale zmiana w kalendarzu robiła wtedy niesamowite wrażenie na wszystkich). Muzyka wypływająca wprost z duszy, nie ograniczona czasem ani przestrzenią. Tego wydarzenia nie da się opisać prostym słowem "koncert". To metafizyczne doświadczenie, które zmieniło wielu, którzy doświadczyli go na żywo. COŚ łączyło tej nocy zespół i publiczność, a okoliczności, miejsce tylko tę więź wzmacniały. A gdy nastał świt, z taśmy popłynęło Here comes the sun Beatlesów. Bohaterowie zeszli ze sceny...

Top 1999



W tak chwalebnych i absolutnych momentach coś nieodwracalnie się kończy. Mozolna, ale bardzo efektywna droga zespołu na szczyt, pokonywanie barier, tworzenie czegoś, czego w historii jeszcze nie było i co się nie powtórzy w Big Cypress osiągnęło kulminację. Schodząc ze sceny rankiem 1 stycznia 2000 roku muzycy Phish zapytali samych siebie: "co dalej?" Bo to był absolutny szczyt, Olimp, rzecz niebywała, nieosiągalna dla innych. Zespół wrócił do żywych dopiero w maju, wydając LP Farmohouse i ruszając w kolejną letnią trasę. Jednak na jesieni było już po wszystkim...przynajmniej na jakiś czas. 30 września Trey ogłosił zawieszenie działalności zespołu na czas nieokreslony. Ostatni koncert przed przerwą odbył się 7 października, a zakończyło go puszczone z taśmy Let it Be Beatlesów...jakże gorzkie nawiązanie do pełnego nadziei świtu 1 stycznia z Here comes the sun. Phish po raz pierwszy od zarania dziejów zapadł w śpiączkę.



Top 2000

  •  22/05 - jeden z dwóch występów w prestiżowym Radio City Music Hall w Nowym Jorku. M.in bardzo wciągający, niemal półgodzinny Ghost
  • 14/06 - słynny, wśród fanów rzecz jasna, japoński koncert na festiwalu Drum Logos. Wspaniała wersja Twist!
  •  11/07 - tym razem zabawa Moby Dickiem Led Zeppelinów, oprócz tego oczywiście 2,5 godziny solidnego Phisha!

* Co tu dużo pisać...
Fun fact: The Phish show was the most attended concert on 12/31/1999 and beat out concerts by Sting, Barbra Streisand, Aerosmith, Billy Joel, Eric Clapton, Rod Stewart, The Eagles, Eminem, Jimmy Buffett, Kiss, Metallica, the Red Hot Chili Peppers, and Elton John.


Przed nami jeszcze jedna część muzycznej historii Phisha - miejmy nadzieję, że zajmę się nią wcześniej niż za pół roku:)

..................................
Zapraszam na moją audycję "Muzyczne Noce" w radiopraga.pl
Muzyczne nowości, archiwalia i ciekawostki koncertowe.
W każdą niedzielę o 21:00

























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz